Najlepsze są jabłka bardzo słodkie i o konsystencji bardziej zbitej. Według mnie przykładowo papierówki czy lobo odpadają, bo są zbyt soczyste i niewiele z tych jabłek po ususzeniu zostanie.
Jabłka dokładnie myjemy, wydrążamy z gniazd nasiennych i kroimy na plasterki ok. 3mm. Układamy na blaszce na papierze do pieczenie jeden obok drugiego. Staramy się, żeby nie nachodziły na siebie. Wstawiamy do piekarnika nastawionego na 75 stopni i suszymy w sumie około 4 godzin. Po dwóch godzinach, jak już mają z wierzchu zawiązaną suchą skórkę zwiększamy temperaturę na 100 stopni, można też włączyć termoobieg, będzie szybciej. Ja robiłam je na dwie blachy na raz, więc mniej więcej co godzinę zamieniałam blaszki miejscami. Do tego co pół godziny otwierałam na chwilę piekarnik, żeby wypuścić parę wodną. Po pierwszych dwóch godzinach przemieszałam jabłka na każdej blaszce, niektóre lekko przykleiły się do papieru, więc je przewróciłam na drugą stronę, żeby lepiej schły. Do spożycia od razu, czyli w przeciągu kilku dni wystarczy suszenie 3 godzinne. Na zimę lepiej suszyć dłużej, żeby później nie pleśniały.
Czytałam, żeby przechowywać je w papierowej torbie, moja babcia trzyma je w słoiku z pokrywką szklaną, takim nie do końca szczelnym. Ja doświadczeń z przechowywaniem nie mam, robiłam je już dwa razy w tym sezonie i ciągle mi dzieci zjadają.